
100 aut za 100 milinonów – takim hasłem organizatorzy tegorocznej wystawy Ikony Motoryzacji zachęcali do odwiedzania tej unikatowej ekspozycji. Co można było tam zobaczyć i ilu milionów się doliczyć? Sprawdzam.
Ikony Motoryzacji to kolejna już odsłona spotkania pod dachem Stadionu Narodowego z najbardziej ekskluzywnymi i drogimi samochodami świata. W pewną ponurą, deszczową niedzielę również i my postanowiliśmy przyjrzeć się z bliska legendom na 2 i 4 kołach.

Zajęty podziwianiem poszczególnych motoryzacyjnych eksponatów nie miałem czasu i ochoty na bieganie z kalkulatorem od jednego stanowiska do drugiego, ale jestem w stanie uwierzyć, że w tym miejscu mogło stać na kołach te umowne 100 milionów złotych. Zwłaszcza, że niektóre auta mocno zawyżały średnią.

Najbardziej spektakulatne finansowo auta to Hennesey Venom F5 czyli przepotężna maszyna o mocy ponad 1800 KM, za którą trzeba wyłożyć 11 milionów złotych i Ferrari F40, z całkiem innej epoki, zbudowane według zupełnie innej filizofii, którego szacowana wartość była identyczna. Oba niesamowite, ale jednak to Ferrari spowodowało, że mogłem się znowu poczuć jak młody chłopiec.

Niczym dzieciak zbierający papierki z gumy Turbo. Tu nie było papierków, tu były prawdziwe auta. Obcowanie z bliska z czymś takim jak F40-ka jest dla takiego maniaka jak ja skomplikowanym doświadczeniem, poruszającym zmysły i wyobraźnię na bardzo wielu poziomach. Za to właśnie uwielbiam motoryzację.

Drugim samochodem, który równie mnie poruszył, także sportowym, chociaz z zupełnie innej dyscypliny był Subaru Impreza, którym Krzysztof Hołowczyc z Maciejem Wisławskim w 1997 roku zdobyli tytuł rajdowych Mistrzów Europy. Charakterystyczne barwy sponsorów i nazwiska naszych zawodników naklejone na szybach uruchomiły lawinę obrazów i wspomnień. Patrzyłem na fioletowe logo marki zdając sobie sprawę, że to pewnie najbardziej awangardowy element w tym pozornie nudnym sedanie, który był arcy niebezpieczną rajdową bronią w rękach odpowiedniego kierowcy.

Gapiłem się na złote felgi i widziałem jak połyskują w trakcie dynamicznych przelotów bokami po krętych drogach Kotliny Kłodzkiej. Skanowałem wzrokiem spojler na klapie bagażnika i przypominałem sobie jak Hołek wściekle zamiatał tyłem na nawrotach ciasnych oesów i błyskawicznie oddalał się z basowym pomrukiem schowanego pod maską boksera, który groźnie strzelał z wydechu przy zmianach kolejnych biegów. I to wszystko z powodu oglądania przeciętnego wizualnie japońskiego sedana z jakimiś tam naklejkami.

Przechadzając się po korytarzach wystawy łatwo nabawić się kontuzji karku. Głowa obraca się nieustannie w każdą stronę, żeby dostrzec co chwilę kolejne unikatowe wozy. Nie będe opisywał wszystkiego, rzucę tylko kilkmowa nazwami: McLaren, De Tomaso, Lamborghini, Ferrari, Hummer, Delorean, Porsche, Charger, Hennessey, Jaguar, Maserati i wiele, wiele innych.

Myślę, że niewielu z nas miało okazję stanąć tuż obok zwycięskiego bolidu Bennettona z sezonu 1994, którym Michael Schumacher zdobył swój pierwszy tytuł Mistrza Świata F1, czy ponapawać się otwartym wnętrzem wściekle żółtego Lamborghini Murcielago. Zobaczyć malucha stojącego obok Ferrari, czy spotkać takie rajdowe legendy jak Lancia Delta Integrale albo Lancia Stratos.

Wystawa nie jest przesadnie duża. Jeśli zamierzacie wpaść tam w pośpiechu, być może wyrobicie się z przejściem wszystkiego w kwadrans. Ale nie w tym rzecz. Jeśli tak jak ja zatrzymacie się przy wielu samochodach, posmakujecie ich wygląd, przypomnicie sobie wszelkie skojarzenia, albo zwyczajnie będziecie podziwiać ich kształty, podane na tablicach osiągi czy wyobrażać sobie jak tymi autami się jeździ, to może zabraknać i całego dnia.

Wystawa trwa do 25 lutego.
Relację w formie video możecie zobaczyć tutaj:
