
Jaki jest Mercedes CLS? Czy nazywanie go autem kombi jest właściwe? Czy więcej w nim stylu czy praktyczności? I czy wypada go parkować na zlotach aut klasycznych takich jak Mercedesem po Wiśle?
Dzięki uprzejmości Huberta, który udostępnił nam swojego CLS Shooting Brake z roku 2013 z silnikiem 350 CDI spróbuję odpowiedzieć na te pytania. A tymczasem słów kilka o początkach.
Historia modelu

Kiedy amerykański projektant Michael Fink około 2001 roku zaczął tworzyć szkice nowego rodzaju nadwozia z gwiazdą na masce, nic jeszcze nie zapowiadało zmian jakie miały nastąpić. Wszak pozostałości oryginalnych i odważnych projektów niejednej marki spoczywają do dzisiaj schowane głęboko w szufladach ich studiów projektowych. W tym wypadku stało się jednak inaczej. Zaprezentowany we Frankfurcie w 2003 roku Mercedes Vision CLS Concept rok później już jako gotowy do sprzedaży model, zaskakująco, w niemal niezmienionej formie przedstawiono publiczności nowojorskich targów motoryzacyjnych. Ta premiera uczyniła markę ze Stuttgartu prekursorem całkiem nowej klasy tzw. 4 drzwiowych coupe, do której po kilku latach ochoczo dołączyli inni niemieccy producenci pojazdów premium i nie tylko, żeby wspomnieć jedynie Porsche Panamerę, Audi A7, BMW Grand Coupe czy VW Passata CC. Idea jaka przyświecała twórcom tego wozu, mówiąc w skrócie, polegała na stworzeniu na bazie statecznej klasy E, 4 drzwiowego samochodu o cechach klasycznego coupe. Kluczowymi elementami były tutaj obniżona sylwetka, łukowaty dach czy chyba najbardziej charakterystyczne: drzwi z szybami bez ramek, których powierzchnia uległa widocznemu zmniejszeniu w porównaniu do sedana. Taki właśnie był pierwszy CLS typoszeregu C219. Po drobnej modernizacji z 2008 roku 2 lata później światu ukazał się CLS drugiej generacji o kodzie C218. Niemcy zachęceni tym jak rynek przyjął sedana coupe postanowili pójść za ciosem i na bazie nowszej odmiany stworzyli kolejne novum czyli coupe kombi o nazwie Shooting Brake, któremu za chwilę będziemy przyglądać się bliżej. W 2017 roku zaprezentowano trzecią odsłonę modelu o kodzie fabrycznym C257, która stała się wizerunkowo zupełnie nowym pojazdem. Odświeżono ją dopasowując stylistykę do aktualnie produkowanych modeli Mercedesa jednocześnie zachowując ducha pierwowzoru i ponadczasową linię.
Wygląd zewnętrzny

Czegoś takiego jak CLS Shooting Brake w historii Mercedesa jeszcze nie było, trudno więc się dziwić, że widok bardzo oryginalnie wyglądającego samochodu z wyraźną gwiazdą na grillu chłodnicy wzbudza zainteresowanie. Dla fanów marki już po chwili wyraźne boczne przetłoczenia za tylnymi drzwiami uruchamiają skojarzenia z serią W105/180 Mercedesa z lat 50-tych zwanych potocznie pontonami. Takie nawiązanie znalazło miejsce również w E klasie typoszeregu W212, na której CLS technicznie się opiera. Ale to tyle jeśli chodzi o nostalgiczne analogie. Reszta jest na wskroś nowoczesna i nowatorska. Zarówno łukowato poprowadzony dach, który mimo wydłużenia go w wersji Shooting Brake nie zepsuł kształtu nadwozia, jak i linie biegnące łukowato po bokach auta, nadają autu dynamizmu i nieszablonowości Tył przywodzi za to na myśl skojarzenia z luksusowymi łodziami i myślę, że są one właściwe, ponieważ jedną z opcji jaka można było zamówić, na marginesie bardzo kosztowną, była drewniana podłoga bagażnika w stylu znanym z pokładów jachtów. Całość doprawiona jest pakietem dodatków AMG. Charakterystyczne w formie zderzaki – przedni i tylny, progi oraz łatwo rozpoznawalne felgi stanowią „kropkę nad i” stylu tego Mercedesa.
Wnętrze

We wnętrzu jest jednym słowem – luksusowo. Samo otwarcie bezramkowych drzwi sprawia, że czujemy, że obcujemy z niestandardowym autem. To i nisko poprowadzona linia dachu nadają mu sportowego sznytu. Po zajęciu miejsca na czarnym skórzanym fotelu zostajemy otoczeni materiałami, które dla zmysłowców odbierających otoczenie czymś więcej niż wzrokiem dają wrażenie przyjemnego powiewu luksusu. Na każdym kroku auto nie pozwala nam zapomnieć o tym jak jest wyjątkowe i jak miesza motoryzacyjne gatunki. Weźmy choćby kierownicę. Trójkątny kształt i wstawki z chłodnego metalu zdają się mówić o sportowym charakterze auta, środek koła wykończony skórą, zapewniający dobry chwyt dla dłoni, to coś co sprawdza się i w sporcie, i w świecie komfortu. Za to góra i dół wieńca steru są wykończone w drewnie, które kojarzy się z wyraźnie z topowymi autami kategorii premium.

Podobnie na desce rozdzielczej – z jednej strony metaliczne przyciski i srebrne wykończenia nawiewów, z drugiej polerowane dekory w ciemnym odcieniu z wyraźnym kształtem słojów drewna, a jako zwieńczenie piękny akcent w postaci klasycznego analogowego zegarka z białym cyferblatem. Ergonomia, jak zawsze w Mercedesie, wzorowa. Z moim ulubionym zestawem przycisków do elektrycznego sterowania fotelem – czytelnym, oczywistym, funkcjonalnym. Chyba nie da się już tego zrobić lepiej. Oko cieszą zegary schowane w głębokich tubach. Nie ma tu klasycznej dźwigni zmiany biegów. Została jedynie dźwigienka przy kierownicy, a za nią przyciski do zmiany przełożeń w trybie ręcznym. Pozwoliło to na wygospodarowanie miejsca na uchwyty do kubków na szerokim tunelu środkowym, który wyposażony jest również w bardzo wygodne podłokietniki. Linia drzwi łączy się płynnie z deską rozdzielczą dając spójność i jednolitość całej przestrzeni w środku. Na jej środku znajdziemy, podobnie jak zegary, głęboko schowany ekran systemu multimedialnego. Zapewnia to z jednej strony dobrą czytelność w słoneczne dni, a z drugiej świetnie wygląda. Nadal nie rozumiem dlaczego w nowszych autach, w tym niektórych Mercedesach, ekrany muszą wyglądać jak doklejone na ostatnią chwilę tablety. Zajmowanie miejsca z tyłu i podróżowanie w drugim rzędzie to już trochę inna historia. Przez nisko opadający dach i małą powierzchnię szyb trzeba dość mocno się schylić, żeby dostać się na kanapę CLS-a i lepiej nie zapraszać tam pasażerów ze skłonnościami do klaustrofobii. No cóż, takie to auto. Styl ponad wszystko.

Jeśli dla kogoś przestrzeń jest ważna, powinien raczej rozglądać się za tradycyjną E klasą kombi. Podobnie sprawa ma się z bagażnikiem. Jego otwór załadunkowy, wyraźnie wąski na dole, o kształcie odwróconego trapezu nie jest stworzony do przewożenia dużych kanciastych walizek. Przestrzeń ładunkowa jest dosyć płaska, może nie bardzo mała, ale z pewnością w kategorii praktyczności to nie-kombi nie będzie miało większych szans z tradycyjnymi rodzinnymi autami.
Silnik / skrzynia biegów

Za to rodzina, która już zajmie miejsca w tym aucie może zostać dowieziona do celu w bardzo dynamicznym stylu. Dzisiaj liczby jakimi dysponuje silnik Mercedesa nie robią już wielkiego wrażenia, ale 265 KM z 3 litrowego turbodoładowanego silnika naprawdę wystarczają do przyjemnie aktywnej jazdy. Tutaj od mocy ważniejszy wydaje się moment obrotowy. Pokaźne 620 Nm pomaga katapultować ten wóz do 100 km/h w nieco ponad 6 sekund. Przy czym spalanie pozostaje na bardzo akceptowalnym poziomie, bo w mieście da się zejść nawet poniżej 10 litrów, na trasie przy równej jeździe można osiągnąć wynik zaczynający się od szóstki, średnio wlewając do baku 7.5 litra na każde 100 km. Automatyczna skrzynia 7G-tronic bardzo dobrze pasuje do tego silnika. Chociaż jestem zwolennikiem bardziej tradycyjnych rozwiązań to nie brakuje mi klasycznej dźwigni, która zniknęła ze środka tunelu. Nie wyobrażam sobie za to zastąpienia jej wersją manualną, bo i po co? Automat dopasowuje przełożenia bezbłędnie, działa wystarczająco szybko, chociaż nie do końca niezauważalnie. Kiedy zachęcimy silnik prawą stopą do pracy na wyższych obrotach bez protestów zrzuca biegi i dostraja się do preferowanego przez nas poziomu dynamiki.
Jazda

CLS jest jednym z tych aut, w których trudno zdecydować co lepsze – oglądanie go z zewnątrz czy samo prowadzenie. Klasyczny tylny napęd zdaje się być ukłonem w stronę ludzi, którzy lubią siadać za kółkiem. Wspomniany duży moment obrotowy powoduje, że nieustannie chce się korzystać z osiągów auta. Przyspieszenia i elastyczność sprawiają wielką przyjemność. Żeby nie zrobiło się gorąco na wyposażeniu znajdziemy rozbudowane systemy bezpieczeństwa z aktywnymi tempomatami, asystentem pasa ruchu i oczywiście kontrolą trakcji. Zanim zaopiekują się nami komputery możemy liczyć na tylne opony w rozmiarze 285/35/18, chociaż dla chcącego nic trudnego i pozbycie się z nich części bieżnika jest jak najbardziej możliwe. Jadąc CLS-em zapominamy, że prowadzimy kombi. Niska pozycja za kierownicą, równie nisko schodzący dach, pokaźne słupki dają wrażenie przebywania w tradycyjnym sportowym coupe. Bardzo luksusowym, ale jednak. W aucie Huberta zastosowano klasyczne zawieszenie, za dopłatą dostępna była jeszcze pneumatyka. Poza brakiem porównania do tej drugiej wersji w tym zawieszeniu nie brak mi niczego. Jest wystarczająco usztywnione do precyzyjnej jazdy i odpowiednio komfortowe do dalekich autostradowych podróży. Poziom hałasu nie odbiega w tym wypadku od standardu znanego z tej klasy aut. Nie wysilony silnik, nawet jeśli odzywa się przy mocniejszym wdepnięciu gazu w podłogę, nie rani uszu topornym klekotem, a dzięki widlastemu układowi w jakim został zbudowany, jak na silnik wysokoprężny brzmi całkiem przyjemnie.
Przyszły klasyk?

Jako, że druga generacja CLS-a po raz pierwszy i ostatni pojawiła się w wersji Shooting Brake, jej unikatowość rośnie z każdym rokiem. Kiedy myślimy o samochodach klasycznych na myśl przychodzą nam najczęściej rzadsze wersje poszczególnych modeli, właśnie w nadwoziach coupe czy roadster, w dalszej kolejności przeważnie pozycjonujemy stateczne limuzyny. Samochód typu kombi normalnie byłby w tej hierarchii na odległym miejscu, ale biorąc pod uwagę, że nie mamy do czynienia z autem wyraźnie użytkowym, albo mając w świadomości, że owa użytkowość schodzi w nim gdzieś na daleki drugi plan, to śmiem twierdzić, że Shooting Brake C218 za 20-30 lat może stać się cenionym klasykiem i odwiedzać regularnie zloty poświecone taki autom.
Serwis i usterki

W tym miejscu dochodzimy do końca zachwytów nad stylistyką i tworzeniem nowych trendów i musimy się zmierzyć z techniczną proza życia. Pod maską tego CLS-a pracuje bowiem 3.0 litrowy silnik diesla o oznaczeniu 350 CDI i kodzie fabrycznym OM642. Motor, który wywołuje ambiwalentne odczucia – z jednej strony jest świetnie zaprojektowaną jednostką o bardzo dobrych osiągach, z drugiej jego wadliwy osprzęt sprawia, że przy braku szczęścia do poprzednich właścicieli albo własnych zaniedbaniach możemy stanąć przed koniecznością doprowadzenia go do technicznej sprawności, która porządnie szarpnie nas za kieszeń. Na co zwracać uwagę? Przede wszystkim na różnego rodzaju wycieki np. z chłodnicy oleju, która zamontowana jest w rozwidleniu cylindrów i posiada niedopracowane uszczelki, które przepuszczają olej. Ich rodzaj zmieniono po 2010 roku, co znacznie poprawiło sytuację. Niezbyt udane materiały zastosowano również pod wtryskiwaczami co powoduje kolejne nieszczelności. Wydostający się olej zapycha klapki sterujące długością kanałów dolotowych znajdujących się w kolektorze ssącym, a także turbospreżarkę i jej nastawnik odpowiedzialny za zmienną geometrię łopatek. Objawem tego problemu mogą być trudności z wkręcaniem się silnika na wyższe obroty. Życia nie ułatwia również filtr DPF – żeby go wypalić komputer podnosi temperaturę silnika, zwiększając dawkę paliwa. To z kolei przedostaje się do oleju silnikowego stopniowo go rozcieńczając. Dramatyzmu sytuacji dodaje fakt, że moglibyśmy to zaobserwować po zwiększającym się stanie oleju na bagnecie, gdyby nie… jego wycieki z chłodnicy oleju. W związku z tym stan płynu może być w normie, ale trudno będzie zauważyć w którym momencie olej napędowy zacznie zastępować smarny. Wtryskiwacze jakie tu pracują są typu piezoeletrycznego, co oznacza, że w przypadku niedomagań czeka nas wymiana ich na nowe. W rozrządzie zastosowano łańcuch, który przy znacznych przebiegach będzie jednak wymagał wymiany. Receptą na wszelkie przedstawione wyżej problemy jest właściwy i regularny serwis, bez oszczędzania na materiałach i częściach. Hubert, kupując swojego CLS-a miał to szczęście, że został wyposażony przez poprzedniego właściciela w bardzo bogatą dokumentację serwisową zawierającą szczegóły eksploatacji. To plus rok produkcji auta (2013), w którym usunięto już część niedomagań pozwalają mu spać spokojnie. Dla użytkowników pojazdów z tym silnikiem, którzy nie są pewni jego przeszłości ratunkiem mogą być regularne przeloty z wyższymi obrotami, które pozwolą unikać, albo przynajmniej ograniczać, odkładanie się niechcianego nagaru.
Podsumowanie

Jeśli szukasz czegoś więcej niż rodzinnego kombi, czegoś co z pewnością nie pozostanie niezauważone przez znajomych i sąsiadów, czegoś co będzie cieszyło wzrok przy patrzeniu z zewnątrz oraz wszelkie inne zmysły po zajęciu miejsca za kierownicą i ruszeniu w drogę – to Mercedes CLS jest dla ciebie. Nietuzinkowy, oryginalny, pionierski, jedyny z swoim rodzaju. Z mocną i sprawdzoną technicznie benzyną pod maską byłby ideałem.
P.S. Więcej o wspomnianej na początku imprezie Mercedesem po Wiśle 2023, która odbywa się w Płocku już niebawem na blogu i na kanale YouTube Motoholizm. Zapraszam
